Muszę powiedzieć, że godzina i czterdzieści cztery minuty, bo tyle dokładnie trwa film, nie był to czas zmarnowany. "Debiutanci" Mike Mills po prostu spodobali mi się, i to nawet bardzo. Po pierwsze; opowiedziana historia odbiega trochę od konwencjonalnego schematu obecnego w kinie. Wiele razy bowiem można było się zetknąć z obrazami, w których wchodzący w życie, odkrywał swoją odmienna seksualność, dokonywał konfrontacji z rzeczywistością a film zajmował się diagnozowaniem stanów, które z takiej konfrontacji wynikały. W tym filmie ojciec Olivera, odwrotnie dopiero u kresu swojego życia odważa się być gejem. Powie ktoś; cóż w tym niezwykłego . Przecież wiele już było opowieści o ludziach, którzy u schyłku życia zdobywali się na odwagę zrobienia czegoś, co do tej pory pozostawało jedynie w sferze marzeń. No tak, ale tym przypadku nie tyle chodzi o marzenie, ile o bycie prawdziwym. Zaraz wyjaśnię bliżej. Ojciec Olivera zdał sobie sprawę, że jest gejem w wieku 13 lat. Wyparł się swojego gejostwa, bo to uchodziło za piekło. W latach 50- tych, ożenił się z kobietą, która podobnie jak on w wieku lat 13 wyparła się tyle, że żydostwa . To były wyparcia po to aby; żyć, mieć, dom, rodzinę, samochód, szczęście. Jednak takie życie, szczęścia im niestety nie zapewniło. Mało tego unieszczęśliwiło, nie tylko ich ale także ich syna Oliviera, który mimo że nie do końca jako dziecko rozumiał relacje ojca i matki, wiedział że nie jest ona prawdziwa. Ta sztuczność, jak należy przypuszczać stała się przyczyną tego, że nie był on w stanie zbudować trwałych relacji w związkach z kobietami, których miał cztery i wszystkie zakończone zostały z jego winy. W czasie coming outu ojca poznaje właśnie nową dziewczynę; Ann i próba budowania trwałej relacji z nią przeplatana z historią o odnajdywaniu na nowo relacji ojciec syn są równoprawnymi wątkami w tym filmie. To oczami syna dowiemy się dlaczego ojciec ukrywał swoja seksualność przez 44 lata. To z ust syna padną najistotniejsze słowa w tym filmie. Powie je patrząc na tańczącego ze swoim partnerem, śmiertelnie chorego ojca. Będzie to motto wystawy, którą ojciec zorganizował , tuż po zabójstwie Harveya Milka. Zebrał wówczas pluszowe zwierzęta od ludzi ze społeczności gejowskiej i wystawił je na widok a na ścianie obok umieścił cytat z " Aksamitnego Królika"
Pluszowy królik zapytał: - co znaczy być prawdziwym?
I zapytał:- czy to boli?
- A koń odpowiedział:- czasami.
- Czy to się dzieje w jednej chwili?
- Zajmuje dużo czasu. Prawdziwy stajesz się wtedy, gdy już wszystko z ciebie wykochano, gdy oczy ci wypadają, puszczają szwy. Ale to bez znaczenia, bo jesteś prawdziwy i brzydkim mogą cię nazwać tylko ci, którzy niczego nie pojmują.
A Oliver pojął, co znaczy być prawdziwym dopiero widząc taniec szczęścia ojca. Ja natomiast powiem tak: konia z rzędem temu kto zdoła udowodnić, że ta prawda jest powszechna w kinie.
Pod drugie; po prostu spodobała mi się forma, w której film został stworzony. Przypomina ona trochę zabawę konwencjami i stylami. Całość to retrospektywna opowieść snuta przez Oliviera o wydarzeniach z roku 2003. Wtedy właśnie jego ojciec wyznał mu ze jest gejem. Mamy w opowieści elementy komiksu, bo jej narrator zajmuje się tworzeniem obrazkowych historii. Stąd piesek, o wdzięcznym imieniu Artur będzie miał kilkakrotnie dymek nad głową, stając się po trochu filozoficznym komentatorem obserwowanej rzeczywistości. Stąd także historie rodziców Olivera poznamy czyściwo z czarno białych fotografii, które pokazywać nam będzie opowiadający. Nie zabraknie elementów dydaktycznych rodem z Ulicy Sezamkowej, jak fantastyczna scena objaśniająca znaczenie kolorów na symbolu gejów- tęczowej fladze, ( a swoją drogą chciałbym wiedzieć ile osób wie, co faktycznie oznaczają te kolory ?). Wszystko zaś okraszone niezwykłą czarną muzyką lat 30; bo tylko taka muzyka ma duszę, jak powtarza matka Oliviera.
Po trzecie; po prostu podobali mi się aktorzy w tym filmie. Rola stworzona przez Christophera Plummera ( nagrodzonego zresztą Oskarem za najlepszą drugoplanową role męską właśnie w tym filmie) niesamowita ale także kreacja Oliviera stworzona przez Ewana McGregora oraz rola Melanie Laurent wcielającej się w postać Anny są wyśmienite.
Po czwarte; podobało mi się po prostu, że o rzeczach ciężkich jak homoseksualizm, coming out, akceptacja, tolerancja i bolesnych jak śmierć, godne umieranie opowiedziano językiem prostym, lekkim a jednocześnie precyzyjnym. W jednej z recenzji z filmu spotkałem się z określeniem słodko-gorzki, i coś w istotnie w tym jest.
I po piąte i ostatnie ( tak zupełnie na marginesie); po prostu chcę takiego nie gadająco- gadającego psiaka. Miłość od pierwszego wejrzenia.