poniedziałek, 13 lutego 2012

Zupełnie inny świat


Wielu mi ten film polecało. Czytałem nawet kilka recenzji, ale odstraszały mnie przyrównania w nich do słynnego filmu Ang Lee. Padało nawet stwierdzenie peruwiańska Brokeback Mountain. Nie lubię takich zestawień bo wydaje mi się, że w konsekwencji to, co powstało później musi być kalką. Poza tym do amerykańskiego westernu z facetami w tle, mam bardzo osobisty stosunek, uważam, że to co prawda klasyczny melodramat, wow … ale jaki! Oglądałem go dwa razy i za każdym razem miałem przysłowiowe "ciary" a pod koniec ścisk w gardle , kiedy okazuje się, że "nie ma żadnego potem". To rodzaj arcydzieła, które otwiera nowy horyzont.

Zanim zatem pokonałem w sobie wewnętrzny opór i obejrzałem "Pod prąd" pełnometrażowy debiut Javiera Fuentesa musiało upłynąć trochę czasu. Trafiła mi się wersja hiszpańskojęzyczna z angielskimi napisami. Mój sceptycyzm był podwójnie wielki, bo ostatnio zauważam, że moja znajomość angielskiego, nie wykracza poza poziom "Kali jeść, Kali pić". Muszę jednak przyznać, że obawy były zupełnie niepotrzebne. Ten film to prawdziwa perełka wśród bylejakości, którą ostatnio miałem niechybną przyjemność oglądać. Niby banalna historia. On kocha jego, tylko że niestety ten jego jest zajęty, bo jest z nią. Ona jest w ciąży. On ją kocha ale kocha też jego, tylko że w tajemnicy, tak aby nikt się nie dowiedział, bo dla takiej miłości nie ma akceptacji w małej rybackiej społeczności. Jak łatwo się domyślić przychodzi wkrótce moment kiedy on mimo, że kocha ją musi dokonać wyboru, bo to co do tej pory było zakryte przed oczami innych, takie być przestaje. Oczywiście nie będę opowiadał co się wydarzało i jaki był finał bo… jeżeli ktoś nie oglądał, na prawdę warto zobaczyć.

Na pewno niesamowitą siłą tego filmu jest prostota języka, prawda, i jeszcze jedno, bez czego ten film były tylko jedną z wielu opowieści o miłości i nietolerancji, a mianowicie umiejętność pokazania jak współczesność przeplata się ze światem wierzeń, tradycji. Jest to tożsame dla kultury iberoamerykańskiej. Współegzystencja różnych światów, dla ludności iberoamerykańskiej, to jakby ująć "oczywista oczywistość". W zeświecczonej Europie i Ameryce budzi zdumienie. Wow, to są jeszcze ludzie, którzy tak żyją, wyznają takie prawdy? Tak, są i chyba nigdzie te dwa światy nie przenikają się w tak oczywisty i zarazem niezwykły sposób. Tylko bowiem w opowieściach Marqueza można spotkać spacerujące razem ulicami zjawy i ludzi. I ten film właśnie taki jest. Zupełnie inny świat, inne kino. Polecam, na prawdę warto obejrzeć.

8 komentarzy:

  1. Film przeleciał jak kometa przez jedno kino w dużym mieście, zanim sie zorientowałam co on zacz, zniknał tak szybko jak się pojawił. Teraz, po przeczytaniu twojej recenzji, mam na niego ochotę tym bardziej. Tylko czy uda mi się go zdobyć? Zobaczymy.

    A znasz filmy pani Llosy? "Madeinusa" i "Gorzkie mleko" - one też należą do takich, po których projekcji widzowie naszej szerokości geograficznej, komentując wykrzykują: "co za porypani ludzie!". :) czy :( ? Ja :(.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli tylko będziesz miała okazje obejrzeć film gorąco polecam :-).

    Natomiast "Madeinusa" i "Gorzkie mleko" nie widziałem i z panią Llosy nie zetknąłem się. Poczytałem oczywiście zaraz tylko jak przeczytałem Twój wpis w internecie i muszę powiedzieć, ze brzmi zachęcająco. Na pewno będę chciał obejrzeć pytanie tylko czy uda mi się gdzieś na to natknąć ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Film już mam. Teraz tylko czekam na odpowiedni czas i nastrój, żeby go zobaczyć. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekaw jestem Twoich wrażeń.
    Ja w tym tygodniu chce obejrzeć pogorzelisko.

    OdpowiedzUsuń
  5. No i gdzie ta obiecana recenzja "Pogorzeliska"? No chyba, że szlifujesz. :)

    "Pod prąd" - bardzo mi sie podobał, jakiś taki szlachetny jest. I nie wiem, kto wpadł na pomysł, by go obwołać peruwiańską wersą "Brokeback Mountain"? Czy każdy następny gejowski film, dziejący się w środowisku ludzi pracy fizycznej związanej z łonem natury będzie kolejną wersją BM?
    Może na tę szlachetność filmu (to słowo nie może się ode mnie odczepić) wpływa właśnie tło środowiska, tak jak piszesz, bardzo jeszcze związanego ze starymi tradycjami, żyjących na codzień z naturą (w BM kowboje udawali się w góry sezonowo, zwykle żyli w miejskich społecznościach, częśto prostackich. Tu ludzie są prości, ale nie prostaccy. Owszem, odsuwają się od Miquela, choć o dziwo, nie wszyscy, ale nie prześladują go. No właśnie, jestem ciekawa, jak potoczyłyby sie losy dwójki bohaterów, gdyby...

    Na pewno, zestawiając jeszcze te dwa filmy, mniej w "Pod prąd" emocji, nerwów, ale za to więcej poezji. Świetne zdjęcia, uwielbiam takie scenerie, nie tylko chodzi mi o morze i jego piękne wybrzeże, ale te ubogie wioski, rozrzucone gdzieś hen. Nie dziwię się, że malarz lubił tu spędzać wakacje, a już tym bardziej, mając takie towarzystwo. :)

    Wszyscy mi się tu podobali, nawet ta mała, niedobra i głupia, ale w gruncie rzeczy tylko dlatego, że bardzo młoda. Bo z czasem pewne rzeczy w mig zrozumiała. I Hector był fajny, choć niereformowalny (miejmy nadzieje, że chwilowo). Żona też, podziwiałam ją, współczułam, miała pecha po prostu, że Miquel ją wybrał by udowodnić światu, że jest fest maczo. :(

    Faktycznie zupełnie inny film, także na tle pozostałych filmów o tzw. Innej miłości. I wyjątkowy, nadający jakieś światło tej smutnej historii, w której tyle osób musi cierpieć, także kobiety, tylko dlatego, że niektórzy muszą się ukrywać ze swoją miłością. I niestety, oglądałam go jak każdy film z tego gatunku z duszą na ramieniu, że zaraz coś złego się komuś przydarzy.

    jeśli mogę ci coś jeszcze polecić, a może już znasz, w TEJ :) kwestii, to zobacz "Bańkę mydlaną" albo zupełnie coś wyjątkowego "80 dni" (u mnie na blogu recenzja).

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, ze spodobał Ci się film, cieszy mnie to :-)

    Natomiast nie recenzję ale kilka zdań, zamieściłem w komentarzach do "Skóry" Almodóvara, bo tam po raz pierwszy poleciłaś mi " Pogorzelisko " jako rzecz traktującą o zemście.

    OdpowiedzUsuń